Wanda Sewioł : Tajemnica porcelanowej lalki |
Nareszcie znalazłam mieszkanie o jakim marzyłam. Na starym
osiedlu, wkoło mnóstwo drzew i cisza. Minął pierwszy miesiąc, kiedy się
sprowadziłam. Próbowałam poznać sąsiadów. Przeważali starsi ludzie ale i
młodych małżeństw też było kilka.
Obok mnie mieszkała samotna kobieta. Od paru lat była wdową i niestety nie miała dzieci. Szybko zaprzyjaźniłyśmy się z panią Izą. Sympatyczna staruszka, była szczęśliwa ze znajomości ze mną, ponieważ poprzedni właściciele byli bardzo głośni i ciągle imprezowali.
Obok mnie mieszkała samotna kobieta. Od paru lat była wdową i niestety nie miała dzieci. Szybko zaprzyjaźniłyśmy się z panią Izą. Sympatyczna staruszka, była szczęśliwa ze znajomości ze mną, ponieważ poprzedni właściciele byli bardzo głośni i ciągle imprezowali.
Co
jakiś czas odwiedzała mnie z ciastem lub pierogami własnej roboty. Osobiście
nie lubię takich sytuacji, ale widząc jej zadowoloną minę, kiedy mi coś
przyniosła, nie miałam sumienia odmawiać.
Właśnie
wracała ze sklepu. Przed klatka stały sąsiadki i nad czymś rozprawiały.
-
Dzień dobry paniom.
-
Dla kogo dobry, to dobry – powiedziała pani Grzelakowa.
-
Czy coś się stało? – zapytałam.
-
Ano, stało...Wrócił.
-
Nie rozumiem. Kto wrócił?
-
No.... ten morderca – odezwała się Grzelakowa, a pozostałe dwie kobiety,
pokiwały głowami.
Widziałam,
że nie bardzo mają ochotę ze mną rozmawiać, wiec poszłam prosto do windy. Zaraz
po odłożeniu siatek zapukałam do pani Izy.
- O
jak to dobrze, że jesteś dziecko, właśnie zrobiłam szarlotkę. Wejdź proszę.
-
Kiedy popijałyśmy z sąsiadką herbatę i kosztowałyśmy szarlotkę, powiedziałam o
spotkaniu z kobietami.
- A
tak. To Tomek z dziewiątego piętra. Siedział w więzieniu za morderstwo.
-
Za morderstwo? Rany Boskie. A kogo zamordował? Zapytałam przerażona.
-
Ojca. Zamordował swojego ojca.
Pani
Iza opowiedziała mi tą straszną historię. Podobno pięć lat temu na dziewiątym
piętrze mieszkało małżeństwo z synem. Często dochodziło tam do kłótni, bo
ojciec Tomka nadużywał alkoholu. Kobieta chodziła z siniakami na twarzy, ale
nigdy nie wzywała policji.
- A
co na to sąsiedzi? Przerwałam pani Izie.
-
Ludzie nie lubią się wtrącać, zresztą Makowski, był bardzo porywczy i wszyscy w
klatce się go bali.
- A
jak to się stało, że syn go zabił?
Jak
zwykle po wypłacie Makowski robił piekło w domu i wtedy wrócił z pracy ich syn.
Nikt nie wie dokładnie co tam się wydarzyło, ale podobno sam wezwał policję.
-
Jezu... to straszne. Ale za morderstwo dostał taki niski wyrok? Dziwne.
-
Bo to było morderstwo w afekcie, bronił matki. Zaraz po policji przyjechało też
pogotowie po Makowską. Była cała we krwi. Nie zapomnę tego widoku – powiedziała
pani Iza wycierając chusteczką załzawione oczy. To był taki spokojny chłopak,
uczynny i tak bardzo kochał matkę. Ech... co alkohol potrafi z ludzi zrobić.
- A
gdzie teraz jest jego matka.
-
Matka zmarła jakieś dwa miesiące po tym zdarzeniu. Podobno nie mogła przeżyć,
że Tomek siedział w więzieniu. Z tego co ludzie opowiadali, to mówiła
wszystkim, że to ona zabiła męża, a Tomek wziął winę na siebie, ale nikt w to
nie wierzył.
- A
może tak właśnie było?
-
Któż to wie, drogie dziecko.
Na
osiedlu aż huczało od plotek. Dochodziło nawet do tego, że jedna z kobiet
zbierała podpisy, by pozbyć się Tomka z naszego bloku. To było straszne. Chłopak
prawie nie wychodził z domu, a na drzwiach wciąż miał kartki z groźbami i
obelżywymi słowami. To wręcz zakrawało na lincz.
Kiedyś
właśnie równocześnie weszliśmy z Tomkiem do klatki. Widziałam jaki był
spłoszony. Zamiast wejść do windy, ruszył w stronę schodów.
-
To chyba za wysoko, żeby iść na piechotę. Od czego mamy windę -
powiedziałam.
-
Mężczyzna zatrzymał się i wsiadł ze mną do windy. I wtedy stało się coś, co
spowodowało, że naprawdę zaczęłam się bać. Winda stanęła między piętrami,
zgasło światło i zostaliśmy uwięzieni. Nie działał także dzwonek alarmowy.
-
Proszę się nie bać – powiedział Tomek.
-
Wcale się nie boję skąd ten pomysł – odpowiedziałam drżącym głosem.
Zaczęłam
wołać i walić w szybę od windy, ale jak na złość nikt się nie pojawiał.
-
Musimy zaczekać. Zaraz zadzwonię po pogotowie dźwigowe – uspokoił mnie
mężczyzna.
Dyspozytor
zapewnił go, że zaraz tam kogoś wyśle, tylko to trochę potrwa, bo pracownicy są
teraz przy podobnej awarii.
Przez
dłuższą chwilę oboje milczeliśmy. Aż w końcu ja nie wytrzymałam i zapytałam
wprost o sprawę z przed paru lat.
- A
co to panią obchodzi – powiedział niezbyt grzecznie. Jeśli obawia się pani, że
coś pani zrobię, to proszę być spokojną.
- A
ciekawi mnie, bowiem mieszkamy w tej samej klatce i chciałabym znać prawdę. Nie
podoba mi się zachowanie ludzi, bez względu na to co się stało. Poniósł pan za
to karę i teraz tylko trzeba się zmierzyć ze swoim sumieniem. Ale ja słyszałam
zupełnie coś innego. Podobno, to pana mama była winna, a nie pan.
-
To już nie ma znaczenia – odpowiedział ze smutkiem w głosie.
-
Panie Tomku, to ma znaczenie. Wrócił pan do swojego mieszkania, a ludzie są
okrutni. Nie dadzą panu spokoju. Powinien pan to wyjaśnić. Jeśli to prawda, że
wziął pan winę na siebie, to tylko dobrze o panu świadczy.
-
Tak, tak było. A miałem pozwolić, by moja schorowana matka spędzi resztę swego
życia za kratkami?
-
Boże! To jednak prawda. Panie Tomku, trzeba to ludziom wyjaśnić.
-
Myśli pani, że mi uwierzą? Wątpię. Dla nich jestem mordercą i tak musi zostać.
-
Nie, nie może tak zostać. Życie przed panem. A jak to naprawdę było?
-
Wróciłem z pracy i trafiłem jak zwykle na awanturę. Ojciec okładał matkę
pięściami. Pamiętam, leżała na podłodze cała we krwi. Próbowałem ją odciągnąć,
ale złapał mnie za szyję i zaczął dusić. I wtedy mama złapała za wazon z
kwiatami i uderzyła go w głowę. Upadł. Mama wpadła w panikę i zaczęła krzyczeć,
że go zabiła i pójdzie do więzienia.
Wtedy zadzwoniłem po policję i powiedziałem, że to ja zrobiłem. Chociaż
próbowała to sprostować, nikt jej nie słuchał. Ot i cała prawda – zakończył.
-
O.... Nadeszła pomoc! Krzyknęłam, kiedy winda ruszyła w górę. Na klatce stały
dwie sąsiadki.
-
Nic się pani nie stało? Zapytała jedna z nich.
- A
cóż miało mi się stać?
-
No, wie pani z nim sama w windzie...
-
Pani Grzelakowa, niech pani przestanie. Nie zna pani całej prawdy. Krzywdzicie
tego człowieka, który tak szlachetnie postąpił wobec swojej matki.
- O
czym pani mówi? Przecież zabił swojego ojca?
- A
nie przyszło pani nigdy na myśl, że on tego nie zrobił? Przecież wychowywał się
tu z wami i nigdy nikt na niego się nie żalił.
Wysiadłam
na swoim piętrze, a Tomek pojechał do góry. Opowiedziałam kobietom całą
historię a kiedy skończyłam, dodałam
-
Myślę drogie panie, że czas oczyścić atmosferę. Chłopak nic nie zrobił, ale
poniósł za to winę. Ratował matkę przed karą, a ona tego nie dożyła. To
straszna tragedia. Myślę, że skoro znacie już prawdę, spojrzycie na tego
biednego mężczyznę innym wzrokiem.
Historia
Tomka w błyskawicznym tempie obeszła osiedle. Ludzie zmienili swoje nastawienie
do jego osoby. Teraz wszyscy maja go za bohatera a nie mordercę. Jak to można
zrobić komuś krzywdę, nie znając prawdy.
A
dziś wielkie święto. Tomek Makowski się żeni. Wszystkie ślęczymy w oknach, by
zobaczyć pana młodego. Dziś już nikt nie wspomina o tragedii sprzed kilku lat,
a Tomek zyskał sympatię wśród sąsiadów i już może spokojnie spojrzeć im w oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz